Z naszej całej podróży po Jukatanie, to właśnie ten dzień charakteryzował się największą różnorodnością atrakcji. Las Coloradas – wodna różowa laguna, Ek Balam – ruiny miasta majów i Valladolid – miasto w meksykańskim stylu. Połączenie natury, starożytności i obecnego życia Meksykanów. Dużo się działo, przeczytajcie sami.
Las Coloradas – laguna z różową wodą
To miejsce, o którym nie przeczytacie w żadnym przewodniku. My znaleźliśmy informacje o lagunie w Internecie, dosłownie kilka dni przed samym wyjazdem. Zachęceni pięknymi zdjęciami, postanowiliśmy szybko zmodyfikować plan naszej wycieczki. Decyzja była bardzo spontaniczna, ale zaraz sami się przekonacie, że warto było.
Las Coloradas – miejsce nieznane nawet dla Meksykanów
Gdy powiedzieliśmy naszemu driverowi, gdzie chcemy jechać, to zareagował mniej więcej tak, jak w Polsce byście powiedzieli komuś, że chcecie jechać 3,5h do Koluszek. Jego wyraz twarzy mówił: zawiozę Was tam, chociaż ni cholery nie wiem po co chcecie odwiedzić to miejsce. Po dojechaniu do Las Coloradas jego opinia szybko się zmieniła. Strzelał foty, jak japoński turysta. Na sam koniec zabrał do worka 3 kilogramy soli dla swojej rodziny, co za pocieszny Maj. Martin był tak podjarany nowo odkrytym miejscem, jakby zjadł pierwszy raz w życiu schabowego z mizerią i ziemniakami. Chwalił się „swoim” odkryciem napotkanym driverom na parkingach przed innymi atrakcjami. W sumie to go rozumiem i jak zobaczycie zdjęcia to też zrozumiecie 🙂
Logistyka – jak dotrzeć do Pink Water – Las Coloradas:
Żeby móc zwiedzać Las Coloradas musicie mieć swój samochód, inaczej nie ma szans. Żeby dostać się na miejsce, kierujcie się na Rio Lagartos. Kilka kilometrów przed Rio Lagartos skręcacie w prawo i jedziecie za znakami na Las Coloradas. Najpierw miniecie fabrykę soli, następnie dojedziecie do miasta, które na pierwszy rzut oka wygląda na opuszczone.
W pierwszym możliwym cieniu, po wjeździe do miasta (drzewo za znakiem Las Coloradas – na powyższych zdjęciach) siedzi grupa podejrzanych typków, to są właśnie przewodnicy. Rozmawiają oni tylko po hiszpańsku, bez nich nie można jechać dalej. Nie wiem, jak wyglądają koszty w przypadku mniejszych grup, my zapłaciliśmy 600 pesos za busa. Licząc z naszym driverem, wyszło po 67 pesos od osoby. Przewodnik w przypadku dużych grup, jak nasza, wsiada do busa i jedzie z Wami. W przypadku mniejszych, wsiada na swój motor i jedzie przed Wami. Uważam, że była to jedna z najfajniejszych wycieczek i cena 67 pesos za ponad 2 h zwiedzania, była bardzoooo atrakcyjna.
Zwiedzanie Las Coloradas – niezapomniane przeżycia:
Las Coloradas zwiedza się w pewnym stopniu jeżdżąc w kółko. Przewodnik pokaże Wam najpierw miejsca, gdzie małe rybki powinny podjadać Wasz naskórek na stopach. W naszym wypadku bały się europejskich stóp, także nie udało się przetestować (albo nogi bobra nie smakowały – who knows).
Potem możecie wyjść na piękną, dziką plaże, gdzie spotkanie egzotyczne ptaki. My mieliśmy okazję obserwować Pelikany, które niczym skoczkowie narciarscy w Zakopanem, zrobiły sobie treningi lądowania. Las Coloradas, to miejsce, które upodobały sobie różne gatunki ptaków, więc jeśli fascynuje Was życie latających potworków, to koniecznie tu przyjedźcie. #ornitolodzymilewidziani. My nie planowaliśmy kąpieli, chociaż sami przyznacie, że plaża wygląda zachęcająco i jest to jedyne miejsce, gdzie potencjalnie można się wykąpać, jednak na żaden prysznic „po” nie liczcie.
Na tym samym stopie nasz przewodnik złapał sporego kraba i dał nam go do pomacania, spokojnie krabidełko nikomu krzywdy nie zrobiło i i bezpiecznie wróciło do wody.
Kolejne kroki wycieczki to śledzenie flamingów, są one dosyć płochliwe i w momencie, w którym widzą zbliżających się ludzi powoli zaczynają się oddalać (człapać), mniej więcej tak jak normalni ludzie na widok żuli zaparkowanych pod Biedronką.
Przez całą podróż wypatrywaliśmy różowej wody. Nie jest to jednak tak, jak z piaskiem na pustyni, że jest ona wszędzie. Nie stresujcie się na koniec przewodnik zabierze Was nad wodę tak różową jak sukienka Barbie.
Na koniec zdradzimy Wam również skąd ten kolor wody. W Las Coloradas wytwarza się sól, następuje to poprzez odparowywanie wody, a mikroorganizmy, które zostają w wodzie nadają jej takie kolory.
Dlaczego warto?
- Przede wszystkim, dlatego, że nie ma tutaj turystów, a miejsce jest nieodkryte. W trakcie zwiedzania natknęliśmy się na jeszcze 2 inne samochody, a po terenie jeździliśmy około 1,5-2h – na tripadvisor miejsce ma 77 opinii (78 napisana właśnie przeze mnie), co pokazuje, jak bardzo jest nieodkryte.
- Kiedy następny raz będziecie mieli okazję zobaczyć tyle „dzikich zwierząt” i różową wodę w jednym miejscu? Moim zdaniem nigdy.
- Dla nas liczba flamingów, którą zobaczyliśmy była na tyle sycąca, że odpuściliśmy wycieczkę po Celestun, gdzie planowaliśmy pływać łódką w poszukiwaniu różowych ptaków.
- Cena – to jedna z najtańszych atrakcji, która była jedyna w swoim rodzaju. My się zakochaliśmy.
Ek Balam – starożytne ruiny czy jednak bardziej nowoczesne?
Pamiętacie, jak w poście o Tulum i Cobie pisaliśmy o pogodzie jaką mamy, zwiedzając starożytne ruiny? Tutaj zdarzyło się to po raz kolejny. Wchodziliśmy przy ładnym Słońcu, ale w trakcie zwiedzania lało tak bardzo, że trzeba było szukać daszka do schowania.
Trochę historii – „Miasta Jaguara”
Ek Balam – to Czarny Jaguar. Żadnego żywego nie widzieliśmy, podobnie jak samochodu – Jaguara (to było suche). Jaguary w starożytnej historii Meksyku odgrywały ogromną rolę, były kojarzone z Bogami (budziły podziw) i z szamanami, podarunki związane z tym zwierzętami budziły największy respekt. Królowie nosili futra i naszyjniki z zębów jaguarów żeby wzmacniać swoją pozycję w oczach ludu.
Początek rozwoju miasta datuje się na VI p.n.e. Czas rozkwitu Ek Balam przypada na okres około VIII do X wieku naszej ery. Miasto chyba musiało zostać mocno zapomniane po tamtym okresie, dlatego, że prace archeologiczne w tym rejonie zaczęły się około 30-40 lat temu.
Zwiedzanie Ek Balam – droga sprawa
Jeśli ktoś Wam kiedyś mówił, że Coba to jedyna piramida na którą można wejść, nie wierzcie mu. Na Ek Balam też da się wejść. Schody tutaj są na pewno krótsze i wygodniejsze niż w Cobie dla mniej wprawnych alpinistów. Wejście na szczyt Świątyni Jaguara jest niewiele bardziej skomplikowane niż wejście po schodach w galerii handlowej, stopnie są wyższe. Jak przyjrzycie się Świątyni Jaguara, to zobaczycie, że jest ona bardzo ładnie odnowiona, widać to bardzo na jasnych kamieniach pod daszkami (zdjęcie poniżej), jak dla mnie aż za bardzo, poczekałbym kilka lat aż się trochę przykurzy.
Największymi plusami Ek Balam jest to, że jest tutaj masa starożytnych ruin i wszystkie położone są blisko siebie. Poza Świątynią Jaguara, reszta nie wygląda jak po gruntownym faceliftingu. Całe miasto kiedyś miało 15 km2, na dzień dzisiejszy tego nie widać, jeszcze dużo pracy przed Archeologami, żeby odkryć wszystkie zakamarki miasta.
Koszty wejścia do Ek Balam:
Wejście dla zagranicznych turystów to 193 pesos. Szczerze mówiąc, porównując do innych ruin, moim zdaniem ta cena to przegięcie i jest dużo za wysoka. Jeśli macie ochotę wydać jeszcze więcej możecie kupić od Pani poniżej kurtkę przeciwdeszczową.
Valladolid – typowe meksykańskie miasto
Miasto Valladolid pojawiło się na naszej liście, tylko dlatego, że było blisko Chichen Itza, które planowaliśmy odwiedzić następnego dnia. Do momentu przyjazdu, do Valladolid przebywaliśmy raczej w mocno turystycznych rejonach. To właśnie pobyt w tym kolonialnym mieście dał nam pierwsze spojrzenie na Meksyk, bardziej oczami jego mieszkańców. Pamiętam jak wyszliśmy z hotelu około 1-1,5 km od centrum i naszym oczom ukazały się takie obrazki, jak półmetrowa kałuża na ulicy, dworzec autobusowy, wielkie głośniki przed sklepami z dudniącą muzyką. Tak jest, tego nam było trzeba 🙂 Wreszcie zaczęliśmy odkrywać magię i klimat Meksyku.
Jeśli chodzi o zwiedzanie Valladolid przybyliśmy tam późno, jednak moim zdaniem zrobiliśmy stosunkowo dokładną penetrację miasta. Udało nam się pójść na największy plac w mieście, przecinają się na nim główne ulice miasta. Stoi przy nim również katedra San Servacio, której wnętrza są bardzo proste, a budynek mocno góruje nad placem. Na kościele znajduje się jedyny w mieście zegar. Udało mi się dotrzeć do ciekawej historii mówiącej o tym, że kościół w 1705 roku został zrównany z ziemią w związku z profanacją wcześniejszego kościoła, odbyło się w nim zabójstwo burmistrzów.
Valladolid – krótka historia miasta
Samo miasto powstało w 1545 roku, na zgliszczach miasta majów – Zaci. Rozebrane ówczesne budowle majów, przysłużyły się do zbudowania kolonialnego Valladolid. Zaci to do dzisiaj cenota w rejonie miasta, którą podobno warto zobaczyć, ze względu na popisy lokalesów w skokach do wody, taki Mostar na Jukatanie.
Obecnie w mieście mieszka około 50.000 osób, jednak losy jego mieszkańców są dosyć krwawe, w 1847 roku, Majowie zabili ponad 80 białych mieszkańców miasta i obrabowali ich domy. W trakcie wojny kast Valladolid było intensywnym polem bitwy. Na szczęście dzisiaj nic nie przypomina o tych strasznych czasach. W mieście jest bardzo bezpiecznie, my nie baliśmy się zwiedzać, nawet jak zrobiło się bardzo ciemno.
Podsumowanie – Jukatan jest bardzo różnorodny
- Las Coloradas to dla mnie atrakcja „must see„, nigdzie indziej nie zobaczycie tego co tam. Dla mnie to jedno z bardziej niesamowitych miejsc w trakcie naszej wycieczki po Yukatanie.
- Ek Balam – to ruiny, do których pewnie bym nie wrócił. Jeśli o mnie chodzi cena jest za wysoka względem tego co można zobaczyć w środku, chociaż niewątpliwie poza Chicen Itza są to najbardziej dostępne ruiny pod względem kondycyjnym, nie trzeba pokonywać kilometrów żeby dostać się na teren ruin czy żeby wejść na piramidę.
- Valladolid – miasto nie zrobiło na mnie aż takiego wrażenia jak Izamal, o którym już za chwilę będzie mogli przeczytać. Jednak je polecam, mimo tego, że obsrał mnie w nim ptak. Można tutaj poczuć klimat Meksyku. Miasto ze względu na swoje położenie jest idealne na nocleg przed zwiedzaniem Chicen Itza, przyjazd około 16 wystarczy na dokładną penetracje miasta. My zatrzymaliśmy się w hotelu Quinta Marciala i była to optymalna opcja.
Te trzy miejsca były dla mnie niesamowite pod względem kolorytu i różnorodności, w trakcie wyjazdu nie było dnia, w trakcie, którego mielibyśmy tyle różnego typu atrakcji.
Dla wytrwałych zapraszamy na 4 minutową relację wideo z całego dnia: